Transformacja energetyczna staje się faktem – zarówno na poziomie systemu, jak i gospodarstw domowych. Inwestujemy w fotowoltaikę, coraz częściej rozważamy magazyny energii i pompy ciepła, a na rynku pojawiają się oferty z ceną dynamiczną. Co te zmiany oznaczają dla konsumentów i czy Polska energetyka jest gotowa na zieloną przyszłość? O tym rozmawiamy z Bartłomiejem Derskim – prawnikiem, ekonomistą i dziennikarzem specjalizującym się w tej tematyce.
Pytanie: Bartek, od lat obserwujesz rynek energetyczny w Polsce. Gdybyś miał w kilku zdaniach podsumować jego kondycję – co byś powiedział?
Odpowiedź: Rynek hurtowy, zwłaszcza giełdowy, rozwija się całkiem nieźle. Rynek ofert dla firm też ma się coraz lepiej. Najgorzej sytuacja wygląda na rynku detalicznym dla odbiorców domowych – tutaj rządowe regulacje cen latami dusiły jakiekolwiek zapędy do szukania innowacji, poprawy efektywności czy kreowania nowych produktów. Na szczęście to się powoli zmienia i oferty z ceną dynamiczną są tego najlepszym przykładem.
Pytanie: W ostatnich latach tysiące Polaków zainwestowało w fotowoltaikę. Czy boom fotowoltaiczny to sukces polskiej energetyki, czy wręcz przeciwnie – pokazuje jej niewydolność?
Odpowiedź: Polska energetyka, oparta na elektrowniach węglowych, z roku na rok miała się coraz gorzej, bo bloki się starzały, a lata były coraz gorętsze i coraz bardziej suche. W końcu, 10 lat temu, doszliśmy do ściany. Ze względu na braki możliwości chłodzenia pary, kilkadziesiąt bloków węglowych w Polsce jednocześnie zmniejszyło produkcję, doprowadzając do ogłoszenia 20. stopnia zasilania, czyli ograniczeń w poborze mocy przez odbiorców. Tylko dzięki temu politycy dali zielone światło, aby rozwijać inwestycje w drogą, wówczas, fotowoltaikę, która zapewniała dostawcy mocy bez względu na temperatury i susze. Sprzyjał temu preferencyjny system rozliczeń.
Dzięki magazynowi po prostu znacznie mniej tych nadwyżek oddajemy do sieci. A skoro mamy już magazyn, to coraz więcej osób decyduje się także na ceny strefowe lub dynamiczne i wykorzystuje magazyn do obniżania kosztów zakupu prądu także zimą, gdy fotowoltaika niemal nie pracuje. To wspiera z kolei te nasze biedne stare bloki węglowe, bo ładując magazyny w nocy czy w dzień, wygładzamy profil ich pracy i przedłużamy żywot tych staruszek. A przecież nadal są nam one potrzebne.
Pytanie: Coraz częściej mówi się, że rosnąca produkcja energii z OZE nie idzie w parze z możliwościami sieci przesyłowej. Czy to oznacza, że polska infrastruktura nie jest gotowa na transformację energetyczną? Jakie zmiany są konieczne, by dostosować ją do nowoczesnej energetyki?
Odpowiedź: Najczęściej mówi się o tym w kontekście problemów ze wzrostem napięcia w lokalnych sieciach, co powoduje wyłączanie falowników instalacji fotowoltaicznych (po przekroczeniu 253V). Sieci niskich napięć były projektowane tak, że co prawda wszyscy odbiorcy otrzymywali przyłącze o mocy np. 10 kW, ale zakładano, że średnio będą wykorzystywać tylko 2 kW, bo przecież wszyscy jednocześnie nie piorą, prasują, odkurzają i oglądają telewizję. Tymczasem fotowolatika na całej ulicy potrafi pracować jednocześnie z maksymalną mocą i próbuje oddać do sieci więcej niż wynosi jej przepustowość.
Rozwiązania są dwa:
✅ Inwestycje spółek energetycznych (w automatykę na stacjach, obniżającą napięcie i większe magazyny energii przy stacjach transformatorowych)
✅ Inwestycje samych odbiorców w magazyny energii.
Pytanie: Obserwujesz rynki zagraniczne – czy możesz wskazać przykłady krajów, które świetnie poradziły sobie z integracją OZE w systemie? Co konkretnie robią lepiej od nas?
Odpowiedź: Państwa, które mają blisko 100% energii ze źródeł odnawialnych, jak Norwegia, Islandia, Paragwaj, Kostaryka czy Nowa Zelandia mają po prostu góry i energetykę wodną. Bardziej płaskie kraje, jak Dania, Hiszpania czy Niemcy, które mają blisko 60-procentowy udział OZE, radzą sobie dzięki znacznemu wykorzystaniu wiatru i słońca, bilansowanemu za pomocą pozostałych źródeł (głównie gazu i węgla). Ze względu na spadek cen baterii, akumulatory w tych krajach zaczynają odgrywać coraz większą rolę, a tempo ich rozwoju jest dziś wyższe, niż było na początku rozwoju fotowoltaiki.
Pytanie: Magazyny energii są często przedstawiane jako „święty Graal” nowoczesnej energetyki. Czy domowe magazyny rzeczywiście staną się powszechne w Polsce? Kiedy mogłyby się zwracać ekonomicznie?
Odpowiedź: W przypadku gospodarstw domowych, które mają już fotowoltaikę, ale latem odłącza się ona od sieci, magazyny spłacą się w ciągu ok. 5 lat. Podobnie jak inwestycje w magazyny u prosumentów na nowych zasadach rozliczeń, bo mogą oni otrzymać do nich 50-procentowe dofinansowanie z programu Mój Prąd.
U odbiorców bez fotowoltaiki, magazyny energii będą się zwracać dzięki przejściu na taryfy strefowe lub ceny dynamiczne. Oszczędzamy wówczas zarówno na dystrybucji (pobierając prąd wtedy, gdy dystrybucja jest o 60% tańsza), jak i cenach energii (pobierając, gdy jest najtaniej – w środku nocy zimą i w środku dnia latem). Okres zwrotu będzie w tym przypadku dłuższy i może sięgać dziś 10 lat, ale magazyny bardzo szybko tanieją, a rząd zastanawia się także nad rozszerzeniem możliwości dopłat także o odbiorców korzystających ze stawek dynamicznych.
Magazyny zmienią obraz polskiej energetyki od kwietnia do października, gdy mamy wystarczająco dużo słońca, bo będą sprawiać, że odbiorcy w niemal 100% będą pobierać energię z paneli słonecznych zainstalowanych gdzieś w okolicy.
Pytanie: Wiele osób zastanawia się nad zakupem pompy ciepła czy samochodu elektrycznego, ale obawia się wpływu na rachunki za prąd. Czy obecne modele rozliczeń za energię sprzyjają takim inwestycjom?
Odpowiedź: W moim mieszkaniu zakręciłem grzejniki korzystające z ciepła miejskiego, bo okazało się, że taniej jest mi ogrzewać je klimatyzacją. Korzystam z niej w środku nocy lub w środku dnia, gdy jest najtaniej na giełdzie, bo świeci lub wieje i tylko dzięki temu ograniczyłem koszty ogrzewania o 30-50%.
Jednak nie zawsze zużywam prąd właśnie wtedy, gdy na giełdzie jest najtaniej, bo taryfy dystrybucyjne mają bardziej sztywne „okienka” niskich cen. Mam nadzieję, że dystrybutorzy energii dostrzegają jednak ten problem i widać, że już co najmniej część z nich zaczyna wprowadzać lub planować bardziej dynamiczne stawki dystrybucyjne. Taka zmiana pozwoliłaby też bardziej równomiernie pobierać energię i wspierała przesiadanie się odbiorców także na samochody elektryczne. W długim horyzoncie jest to korzystne nie tylko dla samych odbiorców prądu, ale także dla spółek energetycznych. W końcu sprzedają prąd, a nie ropę naftową, więc wzrost liczby aut elektrycznych, zwiększa popyt na ich usługi.
Pytanie: Częstym przekonaniem jest, że poza „wyłączaniem światła” niewiele może zrobić, by obniżyć swoje rachunki za prąd. Co powiedziałbyś takim osobom?
Odpowiedź: Po pierwsze, aby płacić mniej, trzeba wziąć sprawy we własne ręce i wykazać minimum zainteresowania. Nikt nie oczekuje, że będzie płacić najmniej za benzynę czy Internet bez przeglądania cen u różnych sprzedawców.
W przypadku ofert z ceną stałą – roczną, a nawet 2–3-letnią – oraz tych opartych na cenach giełdowych ze stawką ustalaną na miesiąc, mamy do wyboru coraz więcej propozycji od firm spoza grona największych, państwowych sprzedawców. W przypadku cen dynamicznych, najlepszą ofertę – moim zdaniem – ma Pstryk. Warto porównać te oferty z tym, co mamy dziś w umowie i wybrać najlepszą dla siebie opcję.
Pytanie: Ze względu na Twoją szeroką działalność w Internecie, na pewno spotykasz się z różnymi opiniami na temat dynamicznych cen energii. Jakie obawy napotykasz i czy rzeczywiście są one słuszne?
Odpowiedź: Najczęstszą obawą jest to, że zimą będzie drogo. Tymczasem moja najniższa dotychczas stawka za energię wystąpiła w grudniu. Mocno wiało, a gdy przygotowywaliśmy Wigilię, fabryki kończyły już pracę, więc ceny prądu na giełdzie spadały.
Pytanie: Na koniec – wyobraź sobie, że przenosisz się do roku 2035 i widzisz, że realizuje się Twój idealny scenariusz dla polskiego systemu energetycznego. Jak wygląda produkcja i konsumpcja energii w tej wizji?
Odpowiedź: 10 lat w sektorze energetycznym to nie tak wiele. W takim czasie na pewno zmniejszymy udział węgla do ok. 10-20%, gazu zimnego do kolejnych 20% i resztę zapotrzebowania pokrywać będziemy już źródłami odnawialnymi. Myślę, że za 10 lat będziemy widzieć ok. 300-500 tys. rozproszonych magazynów energii w systemie, a do tego będziemy mieć jeszcze kilkaset dużych, magazynów współpracujących bezpośrednio z sieciami czy instalacjami OZE. Liczba samochodów elektrycznych na drogach będzie przekraczać ten magiczny milion, a liczba pomp ciepła wzrośnie do 2-3 mln szt. Zużycie energii elektrycznej będzie więc zauważalnie wyższe. Być może o jakieś 10 TWh rocznie.
Bartku, bardzo dziękujemy za rozmowę pełną konkretów, praktycznych wskazówek i szerokiego spojrzenia na wyzwania oraz szanse stojące przed polskim rynkiem energii. Oby scenariusz z 2035 roku, w którym technologia idzie w parze ze świadomością energetyczną odbiorców, ziścił się jak najszybciej – tego sobie wszyscy życzymy!
Bartłomiej Derski: Również bardzo dziękuję za zaproszenie! Liczę na to, że ta rozmowa, choć w pewnym stopniu, pomoże czytelnikom lepiej zrozumieć, jakie możliwości mają już dziś - im więcej świadomych odbiorców, tym lepszy i bardziej elastyczny będzie cały system.
Przeprowadzona rozmowa pokazuje, że energetyczna transformacja to nie tylko domena wielkich inwestycji i strategii państwowych. To także codzienne decyzje podejmowane przez nas wszystkich – o taryfie, źródle energii, sposobie ogrzewania domu czy ładowania auta. Polska energetyka stoi dziś na rozdrożu, ale kierunek jest jasny: decentralizacja, elastyczność i rosnąca rola odbiorcy. Czy jesteśmy gotowi, by ten potencjał wykorzystać?